piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 6

Siedząc wraz z Amy, w moim ogrodzie, rozkoszowałyśmy się słońcem, które w dzisiejszym dniu w Miami mocno świeciło, ale nam to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie.
- Jest dobrze, tak jak jest, prawda? - nagle odezwała się Amy, do końca nie wiedziałam, co ma na myśli, ale postanowiłam jej przytaknąć.
- Tak. - odpowiedziałam i już żadna z nas się nie odezwała. Leżałyśmy na leżakach i się opalałyśmy. Kochałam to, że w pewnych momentach się o wszystkim zapominało, a ja chciałam na zawsze zapomnieć o pewnym zdarzeniu.
Może kiedyś się uda...
Nie miałam ochoty na nic. Ale co więcej do szczęście mi było potrzebne? Miałam przy sobie ukochaną przyjaciółkę, słońce, które opalało, niedziele, a to znaczy leniuchowanie.
Nie brakowało mi niczego, a może z wyjątkiem jednego, ale tego już się nie dało mieć.

***Oczami Austin'a***
Stojąc przed swoim domem, rzucałem bezcelowo piłkę do kosza. Musiałem czymś zająć swój czas, a to najbardziej mi pomagało, nie myślałem już tak bardzo o Mii, a przynajmniej starałem się. Ja naprawdę nie chciałem jej skrzywdzić. Wiem, że to marna wymówka, ale nie mogłem się powstrzymać, żeby jej nie pocałować. To dziwne jak w tak krótkim czasie można się zakochać.
- Austin, chyba jest coś nie tak, co? - spytał mój ojciec, który nawet nie wiem kiedy pojawił się na "boisku".
- A jak myślisz? - spytałem z sarkazmem. - W tak krótkim czasie, wszystko się zmieniło, na lepsze, tak przynajmniej mi się wydaję, ale jak zwykle musiałem wszystko spieprzyć. Jestem cholernym egoistą! - powiedziałem, wiedziałem, że ojciec nie wie wogóle o czym mówię, ale miałem to serdecznie w dupie, tak jak zresztą słowa, które używałem.

Miałem tą świadomość, że zraniłem Mie, ale czasu już nie cofnę. Ta mała osóbka, zmieniła cały mój świat, chciałbym, abym ja też był dla niej ważny, lecz wiedziałem, że nie da się wymusić na kimś uczuć, ale w głębi serca miałem nadzieję, że kiedyś mnie pokocha...

- Synu, o czym ty mówisz? - spytał, dość zdziwiony ojciec.
- O niczym! Nieważne, to moja sprawa. - powiedziałem i usiadłem na trawniku, z głową spuszczoną w dół. Nie miałem zamiaru zwierzać się mojemu ojcowi, to nie była jego sprawa. Odpóścił, bo po chwili nie było go już na zewnątrz, a ja miałem jeden cel.
Przeprosić ,Mie.
Jeszcze nie wiedziałem w jaki sposób to zrobię, ale byłem pewien, że musi mi wybaczyć. Nie wyobrażałem sobie innej opcji. Ja z dnia na dzień zakochiwałem się w niej coraz bardziej, i żadna siła nie mogła tego zatrzymać.

***Oczami Miii***
Wychodząc z łazienki, zauważyłam Amy stojącą przy moim laptopie. Nie gniewałam się na nią, bo często przeglądałyśmy swoje komputery, jak się nam nudziło, ale gdy zobaczyłam jakie zdjęcie jest na pulpicie, mimowolnie cały dobry humor we mnie wygasł.
- Mia, kto to jest? - spytała, odwracając się w moją stronę, a ja podeszłam do niej i zamknęłam laptopa.

Nie chciałam tego widzieć, sama zastanawiałam się, dlaczego jeszcze tych wszystkich zdjęć nie usunęłam, ale nie miałam siły ich oglądać. To by było zdecydowanie za dużo.

- Nikt ważny. - powiedziałam, ale widziałam, że ta odpowiedź ją niesatysfakcjonuje.
- Jak nikt ważny, jak na zdjęciu wyraźnie widać jak całujesz go w policzek, a on i zresztą ty też, jesteście szczęśliwi. Mia, przecież możesz mi powiedzieć, jak coś się stało. Możesz mi zaufać. - powiedziała, a ja usiadłam ze spuszczoną głową na łóżku. Nie miałam zamiaru jej opowiedzieć o wszystkim, ale chociaż w małym stopniu przybliżyć ją do historii z Londynu.
- To był mój chłopak, bardzo go kochałam, ale musiałam się z nim rozstać. I proszę, nie pytaj, dlaczego, bo i tak Ci nie powiem. Zrozum, to jest dla mnie zbyt trudne. - powiedziałam, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy, które zawsze się pojawiały, gdy w głowie powróciły mi wspomnienia.
- Nie płacz. Jeśli Cię naprawde skrzywdził, to nie był Ciebie wart, a ty nie powinnaś teraz przez niego płakać. - powiedziała, a ja pokiwałam głową. Amy, nie wiedziała wszystkiego, bo to była o wiele większa trauma niż mogła przypuszaczać. Przykro mi było, że ją okłamuję, ale nie potrafiłam inaczej. Może kiedyś, ale z pewnością nie teraz. Jeszcze było za wcześnie...
- Amy?
- Tak? - powiedziała, patrząc się na mnie.
- Dziękuję, że jesteś. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej, a ona to odwzajemniła.
- Nie masz za co, kochanie. - odpowiedziała, przyjaciółki na ogół używały w stosunku do siebie takich słówek, więc to nie był nic dziwnego, prawda?

Amy, cały czas starała się poprawić mi humor i muszę przyznać, że udawało jej się to znakomicie. Ciągle się uśmiechałam, albo śmiałam i co najważniejsze zapomniałam chociaż na jeden dzień o wszystkich przykrych zdarzeniach. Mój umysł jakby się zresetował od złych myśli, a włączył na same dobre, to było coś co kochałam.

***
Wstając rano, miałam dobry humor, co było dość dziwne, ale cieszyłam się z tego. Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy, z której po chwili wybrałam ubrania, które dzisiaj miałam zamiar założyć.Z ciuchami w rękach, skierowałam się do łazienki, gdzie się ubrałam, uczesałam, pozastawiając włosy rozpuszczone i umyłam zęby. Gotowa, wyszłam z łazienki, biorąc z pokoju torbę i potrzebnę rzeczy, zeszłam na dół.
- Cześć, mamuś. - przywitałam się z moją rodzicielką.
- Cześć, Mia. Siadaj. Zaraz będzie śniadanie. - tak jak powiedziała, mama, usiadłam przy stole, gdzie po chwili pojawiło się śniadanie, które zaczęłam jeść. Po kilku minutach skończyłam.
- To ja będę się zbierać. - powiedziałam wstając z krzesła, zauważyłam, że mama dziwnie mi się przygląda. Nie chciałam, aby również ona zaczęała mnie obrzucać trudnymi pytaniami, bo to, że wczoraj otworzyłam się trochę przed Amy, to był jakiś cud. Coś we mnie pękło, tak, że nie umiałam wszystkiego trzymać w środku, wewnątrz siebie. Dlatego też, byłam zadowolona, że w minimalnym stopniu pokonałam tą przeszkodę, która nieustannie była we mnie.

- Uważaj na siebie. - powiedziała, na co się do niej uśmiechnęłam i skierowałam do wyjścia z domu. Po wyjściu, poczułam lekki wiaterek, który rozrzucał moje włosy, na wszystkie strony. Było zimno, jak na Miami, dlatego też odczuwałam to trochę. Chociaż po byciu prawie rok w Londynie, zdążyłam się przyzwyczaić. Nie wiem czemu, ale miałam nieodpartą chęć zmienienia czegoś w swoim życiu. Chciałam raz na zawsze zamknąć rozdział pt. "Londyn". Musiałam coś zrobić, aby o tym zapomnieć, ale nie wiedziałam czy będę na tyle silna, aby to wszystko przezwyciężyć.

Szłam nie patrząc na nic. Myślałam jakby to wszystko naprawić, lecz wiedziałam, że to i tak nie nastąpi tak szybko. Za dużo przeszłam, aby od tak zmienić wszystko. Miałam nadzieję, że kiedyś i to w niedługiej przyszłości, zdobędę się na to, i zapomnę o szarej przeszłości, a skupię się na teraźniejszości i przyszłości.
Ale jeszcze nie teraz...

Wchodząc do szkoły, rozglądałam się za moimi przyjaciółkami, ale nigdzie nie mogłam ich dostrzec. Za to zobaczyłam, Rachel, która gdy tylko mnie zobaczyłam, zatrzymała swój wzrok na mnie. Ominęłam ją bez niczego, ale gdy tylko się od niej oddaliłam, ktoś złapał mnie za ramię, domyśliłam się, że to była ona.
- Masz nie niszczyć mi życia, rozumiesz?! - powiedziała, z taką złością w oczach, którą można było zobaczyć z daleka.

Za kogo ona się miała, żeby mi rozkazywać? Przecież ja nie niszcze jej życia. Nawet się w nie, nie wtrącam. Ona musi zrozumieć, że to co kiedyś było, minęło i, że nie jesteśmy już "rywalkami". W tamtej chwili, miałam ochotę powiedzieć  jej wszystko co o niej myślę, ale powstrzymałam się, bo nie chciałam się kłócić.
- Co masz na myśli? - spytałam.
- Ty się jeszcze pytasz?! Wywróciłaś wszystko do góry nogami i nawet się tego nie wstydzisz. - powiedziała, a ja popatrzyłam na nią pytająco, co musiała zauważyć, bo dodała - Nie pamiętasz imprezy z piątku?

I znowu. Dlaczego wszystkie sprawy muszą prowadzić do Austin'a? Dlaczego o niego zawsze chodzi? Miałam już tego dosyć. Naprawdę. Postanowiłam wszystkim powiedzieć co o tym wszystkim sądze.
- Wiesz, co? Austin, wogóle mnie nie obchodzi. WOGÓLE. Mam go za przeproszeniem gdzieś! Nie interesuję mnie co do niego czujesz, ale to twoja sprawa. A jeżeli chodzi o imprezę, to byłam pijana i najchętniej cofnęłabym czas, aby to się nie zdarzyło. Więc droga wolna. - powiedziałam, i już odwracałam się, aby pójść w swoją stronę, gdy coś sobie przypomniałam. - A i, Rachel pamiętaj, że nie jesteśmy już rywalkami, więc przystopuj, dobra? - nie czekając na odpowiedź, bo i tak nie miałam zamiaru tego zrobić, poszłam w swoją stronę.

Byłam wściekła, choć to mało powiedziane. Miałam już dosyć tego chłopaka, bo każda, nawet najmniejsza sprawa, sprawa sprowadzała się do niego. To było bardzo denerwujące. Najchętniej zmieniłam bym szkołe, ale nie warto było przez jakiegoś, nic niewartego, dupka.

~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że rozdział tak późno, ale miałam bardzo ciężki i męczący tydzień, więc mi wybaczcie...

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Juliaaaa235

2 komentarze: